Trafił mi się w piątek niespodziewany służbowy wyjazd do Warszawy. Szkoda, że tak w ostatniej chwili... Gdybym wiedziała wcześniej to zaplanowałabym sobie ten wyjazd inaczej - oczywiście w kierunku robótkowym :) Ostatnio byłam w W-wie z pięć lat temu - jakoś nigdy nie było po drodze. W sumie przeleciałam szybko przez Złote Tarasy tylko dlatego, że blisko dworca są. Wypiłam pyszną czekoladę u Wedla i ... już musiałam lecieć na autobus.
Choć ostatnio jestem mało aktywna na blogu, a u Was tylko czasem uda mi się zostawić jakiś komentarz (choć czytam nowe wpisy prawie codziennie - pomaga mi czytnik), to nie myślcie, że nic nie robię. Jak widać na paskach postępu tunika Biała Diana skończona - nawet wypróbowana w piątek w W-wie :) . Letni (!) top w zygzaki prawie skończony - zostało tylko wykończenie brzegów pikotkami, ale się mi nie spieszy, bo lato poooszło... W międzyczasie zrobiłam sobie mitenki, czapkę, zaczęłam skarpetki (moje pierwsze!), wydziergałam szalik z pomponikowej włóczki lidlowej. Więcej nie pamiętam, ale coś tam jeszcze zrobiłam...
Zdjęcia następną razą, bo światło jakie jest od tygodnia każdy widzi :/
A na blogach od jakiegoś czasu panuje SZALeństwo... Też się przymierzam, ale najpierw MUSZĘ skończyć choć połowę tego co zaczęłam!
P.S.Dziękuję, że do mnie zaglądacie mimo mojego milczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz